Rzadko kiedy włączam telewizor. Ale gdy już uruchomię go pilotem, pełna nadziei, że wieczorem obejrzę jakiś dobry film, zazwyczaj zamieram z przerażenia… Co jest wyświetlane w tv podczas przerw? – tabletki! Na wszystko – na katar, przeziębienie, rozwolnienie, odporność, ból głowy i brzucha, na włosy, na oczy, na odchudzanie, na depresje, potencję, kolkę, czkawkę i swędzenie… na wszystko.
Widzę to wśród rodziny i znajomych – wszyscy garściami łykają tabletki na wszystko. Koncerny farmaceutyczne i firmy spożywcze wmówiły nam, że tego właśnie potrzebujemy, aby zachować zdrowie, piękny wygląd i dobre samopoczucie. A że żyjemy w czasach, kiedy czas pędzi na przód, mało kto zastanawia się, czy na pewno są mu te środki potrzebne. Do tego często reklamy skonstruowane są tak, że w naszej podświadomości pozostaje tylko przekonanie potrzeby danego suplementu.
Myślisz, że nasz organizm jest zaprojektowany tak, żeby korzystać właśnie z syntetycznych środków? No właśnie… Wszystko co jest nam potrzebne do podstawowego, zdrowego funkcjonowania mamy na wyciągnięcie ręki. Uwierz mi, że nie potrzebujesz całego zestawu „witamin” z apteki, jeśli spożywasz dziennie 5 porcji warzyw i owoców. Gotowa tabletka skłania też do pewnego rodzaju lenistwa. Włącza się myślenie, że skoro już rano przyjęłam / -łem dany środek, to nie muszę już tak zwracać uwagi na to co jem. A to błędne koło, bo tym sposobem nigdy nie wyrobisz sobie zdrowych nawyków żywieniowych.
Czy zastanawiałaś / -łeś się kiedyś jaką wchłanialność mają takie środki? Choć opakowanie zapewnia nas, że po spożyciu jednej tabletki zostanie zaspokojone 100% zapotrzebowania, organizm przyjmie może z połowę. Nie chcę tu negować suplementów diety, a jedynie zachęcić cię do zastanowienia, czy aby na pewno są dla ciebie takie konieczne, jak sugerują to reklamy. Są sytuacje, gdy musimy uzupełniać niedobory witam i składników mineralnych. Jednak u zdrowej osoby taniej, naturalniej i efektywniej będzie czerpać wszystkie mikroelementy z pożywienia. A jeśli już wybierasz jakiś środek, spróbuj znaleźć taki który zawiera wyciągi, a nie syntetyczne składniki – taki też z pewnością nie będzie jednym z najtańszych.
Mamy teraz sezon przeziębieniowo – chorobowy. Czasem zdarza mi się, że ktoś mnie zapyta zdziwiony, jak to jest, że ja nie choruję. No właśnie, na co dzień mam styczność w fitness klubie z wirusami i bakteriami i jak ja to robię, że jestem wciąż zdrowa? A przyznam się wam, że jako dziecko byłam bardzo chorowita i łapałam wszystko co wisiało w powietrzu. Teraz już od kilku lat nie rozłożyła mnie choroba (poza 2-dniowym katarem, ale to tak naprawdę pikuś). I to wszystko bez spożywania żadnych cudownych środków.
Koniec moich chorób przypisuję początkom w fitnessie. Regularna aktywność fizyczna wzmacnia tkankę mięśniową, a ta odpowiada również za naszą odporność. Także mogę powiedzieć, że regularnie ją trenuję :) Druga sprawa to odżywianie – staram się, żeby na naszym stole zawsze gościło jak najwięcej warzyw i owoców, za to minimum przetworzonej żywności. Nie jestem też hipokrytką – i w mój jadłospis czasem wkradnie się pizza, czekolada czy piwo. Jednak z dużym naciskiem na „czasem”. Rano pije wodę z sokiem z cytryny, a na noc błonnik.
Jeśli już czuję, że coś mnie zbiera, to zamiast do apteki wyruszam do spiżarni mojej mamy – ta jest bogata w najlepsze lecznicze mikstury – soki z malin i czarnej porzeczki. Świetny na choroby jest też czosnek. Uwielbiam czosnek! – starty na podsmażonym na maśle chlebie, albo zmiksowany z jogurtem jako dip. Do tego jego dobra koleżanka – cebula. Zupa, którą leczyły już nasze babcie, bo dodaje mocy, czyli domowy rosół to kolejny z elementów mojej terapii. Ten zestaw stosuję bardzo namiętnie przez cały dzień, tak długo jak potrzeba. Oto właśnie moja recepta na „niechorowanie”.
Jest jeszcze jeden czynnik – stan umysłu. Powiem wam, że zawsze sobie mówię, że muszę być zdrowa, bo nie mam czasu na chorobę. Najwidoczniej też pomaga :) Odczuwając jakieś pierwsze objawy nadciągającej choroby, stosuję mój zmasowany atak domowy, wycieram nos i lecę na fitness, zamiast kłaść się od razu do łóżka.

Podsumowując – w myśl zasady „lepiej zapobiegać niż leczyć”, zadbaj o zdrową, zbilansowaną dietę bogatą w warzywa i owoce, ale i wartościowe białka i zdrowe tłuszcze. Dobrze odżywiony organizm potrafi się dobrze bronić przed wirusami i bakteriami. Na pewno szybko też zobaczysz efekty w postaci lepszego stanu skóry, włosów i paznokci. Do tego dbaj o aktywność fizyczną – szczególnie na świeżym powietrzu. Nie daj sobie wmówić, że potrzebujesz jakiś zewnętrznych środków, jeśli nie masz rzeczywiście stwierdzonych niedoborów. Uwierz w swój dobry stan ciała i nie dopuszczaj myśli o chorobie.

Obserwuj mnie na